Przez chwilę patrzyłem na Tashe nieróchomo. Było w niej coś niezwykłego, czego żaden inny wilk nie zdołałby
pojąć. Miała tak piękne oczy, a z nich blask, lekko smutny, lecz z wielką nadzieją na przyszłe dni.
Wilczyca spoglądała na mnie przez chwilę także nieróchomo. Bicie mojego serca wydawało się tak głośne, jak fale rozbijające się o brzeg plarzy. Amulet na mojej szyi zwrócił jej uwagę.
- Kiedyś znalazłem go przy pewnej skale. - Żekłem do Tasha, wyrywając ją z zamyślenia.
- Tak... on jest odpowiedzialny za twoje moce? - Zapytała wilczyca, a w jej oczach pojawiła się radość, a smutek powoli znikał.
- Może sostaniemy przyjaciółmi... Tasha? - Zaproponowałem niepewnie. Wówczas ujrzałem, iż oczy wilczycy przymrórzyły się radośnie, a na jej pyszcku pojawił się uśmiech. Znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Teraz, jakby morze ucichło, wiatr przestał wydawać swoje odgłosy. I wtedy wszystko wokół ucichło, jakby nigdy nie istniało. Jedynym co słyszeliśmy było bicie naszych serc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz