Rodzice zginęli. Teraz sam szedłem przez las w poszukiwaniu watahy. Przy mnie był towarzysz. Dodawał mi otuchy, oraz siły ducha. Nie mogłem uwierzyć że zostałem sam. Czółem się opuszczony na tym świecie. Żadno zwierzę nie zwróciło na mnie uwagi. Karzde przechodiło niczym ślepe, nie widząc mojego lęku. Tiara wciąż była przy mnie. Tagrze jej nadzieja nie była duża,
ale to pomagało. Jej szafirowe oczy patrzyły na mnie pocieszająco. Wtedy usłyszałem czyjeś kroki. Natychmiast wskoczyłem w krzaki. Mój oddech był ciężki. Bałem się iż bicie mego serca może zdracić mą obecność. Spojrzałem przez liście w gałęziach krzewu i wtedy ujrzałem innego wilka! Chumor mi się poprawił, ale nie miałem odwagi aby sam do niego podejść. Wtedy Tiara żekła iż mi pomoże. Podeszliśmy do wilk. On spojrzał na nas i zapytał się:
- Co wy tu robicie?
- Szukamy schronienia. - Odpowiedziałem.
- Jak się nazywacie - żekł zwierzak patrząc się na nas ciekawsko.
- Jestem Kiaro, o to moja przyjaciółka Tiara.
- A więc szukacie schroniwnia? Jestem Maldahim i chętnie wam pomogę. Właśnie wracałem z ważnego spotkania mnie oraz mojej przyjaciółki. Chodzicie za mną.
Spojrzeliśmy na siebie, a po chwili wilk zaprowadził mnie do watachy której był szłonkiem. Moim żywiołem był ogień, ale ucieszyłem się iż znów mam dom, a Maldahim będzie moim opiekunem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz